Akt

ta chwila przemyka się za oknami godzin
zyskuje wreszcie swoją twarz
wzrok który jest jej otwartym bijącym sercem
i teraz: lustro spogląda w lustro Narcyz widzi Narcyza
sekunda się waha ale zwycięża księżyc
cień otwiera drzwi usta z powietrzem wiąże fałszywa stuła
liście między powiekami zyskują skrzydła
jestem tronem który poi się u źródła
wskazówka zegara leży bezczynnie rży
słucha mnie krew dmie w żagle moich rąk 

punkt zero jestem berłem samego siebie
biorę swoją samotność flirtuje ona z włosem który zasnął
paruję pod słońcem samotności oddaję się jej
nie tylko przybrawszy postać klucza
i zdziwienie ptak w klatce piejący psalmy

Z tomu Lustro-sofista

Usta

normalna introdukcja oko księżycem jest dla ręki
ciągnie swoją gwiazdę za włosy usprawiedliwienie
to serce odprawia pokutę gdzie w kościele słońca
trzeba się zidentyfikować: ja i klucz

strząsamy popiół z warg dostajemy skrzydeł
teraz tylko ja: na mocy nowego prawa
ścinam głowę swojemu cieniowi
zbroczony wiatrem odmykam powiekę mojej głowy
dzwoni pierwsze „a” następny znak jedzie na miotle

widzimy anioła: ja i klucz całujemy usta anioła
akt wyzbywa się ciała w księżycu oka wypełniłem się ziemią
używa się tu słów: dobra łza wypalony promie
mówi się banały Pani Bovary spogląda w lustro
stwarza się symbol wypełnia się go ziemią

Z tomu Lustro-sofista

 

 

* * * * *
 

Zasłony

zasłaniał ją deszcz, zasłaniało słońce
zasłaniało ją życie, zasłaniał sen,
chciał rozgarnąć deszcz i wpłynąć
w ukryte morze, gdzie czas niewidzialnie
płynie i chcąc sam siebie zobaczyć
długimi chwilami deszczu wynurza się z siebie

w głębinach czasu chciał ją napotkać,
chciał dotknąć jej włosów,
którymi sam czas chce płynąć
i miesza te włosy z deszczem
chciał odgarnąć słońce i spojrzeć
Boskim Okiem: zobaczyć jej postać,
i jej duszę, która przez postać prześwieca tak bardzo

że cała jej postać jest oczami,
chciał odgarnąć życie
i żyć w śmierci głęboko, razem z nią,
chciał odgarnąć sen, wtedy, kiedy ona mu się śni

dotknąć ją i w swoich ramionach zamknąć,
i nie puścić, by nie powróciła w śmierć,
skoro potrafiła po śmierci w jego sen wejść
 

Szalona narzeczona

dziewczyna błąka się po świecie swojego życia jak oszalała,
odrywa korę z drzew w parku,
całuje drzewa w odłupane miejsca,
żeby razem z drzewem doznać rozkoszy i bólu
zrywa kwiaty, chodzi po ulicach
z kwiatem, by kwiat jej zaznał,
by kwiat zapachy jej ciała w siebie wchłonął
i ze sobą ją samą zjednoczył,
czesze swoje włosy w nieskończoność,
chce wyczesać z nich śpiącą namiętność,
śpiącego ukochanego, który się obudzi
i razem z nią uśnie
 

Dama i dziewczyna

dama zanurza ręce we włosy dziewczyny,
w tych włosach czas jest zawsze młody
i nie dzieje się, wystarczą mu marzenia,
dama kładzie włosy dziewczyny na swoje odkryte
piersi, by wreszcie zostały młode,
i by młode piersi jak zaklęte kule czasu
wynosiły jej ciało nad świat

dama nasłuchuje, jak z włosów dziewczyny,
tak jak z włosów czasu,
rozchodzą się sny i szeleszczą na ciele damy
rozkoszami dłuższymi niż sam czas,
i przedzierając się przez włosy czasu

dama rozbiera dziewczynę, patrzy na nią
jak na zaklęcie,
jak na piękno, jakie przybiera czas
w samym swoim źródle,
całuje ciało dziewczyny tak jakby całowała czas,
oczy dziewczyny ją pochłaniają,
niech ją na wieczność młody czas pochłonie
i niech między swoimi włosami ją marzy

dama mówi dziewczynie, że żaden mężczyzna
nie dotknie jej włosów, jej ciała,
mężczyzna to teraz, to co przemija,
to dziś, co staje się wczoraj,
to ruch, a ruch ma początek i koniec,
to działanie, które jest zmiennością
i przemijaniem

dama szepce dziewczynie, że może dzielić się nią
jedynie z Bogiem, gdy mężczyzna ma inną kobietę,
pożegnanie jest wielkim oceanem między
jawą a snem,
między starym światem miłości a nowym światem miłości,
pożegnanie obok czasu przepłynie,
wszystkie sny Czasu się obudzą,
pożegnanie wciąż będzie śniło

 

Wschód słońca

stali nad brzegiem morza i patrzyli na wschód słońca,
nie patrzyli na siebie, wiedzieli, że są sami
i że słońce wschodzi dla nich, właśnie dla nich,
słońce jest jak hostia, którą wspólnie spożyją,
by połączyć się na całe życie,
trzymają się za ręce, jest przyjemnie
być ukrytym w słonecznej hostii,
ogromna jest słoneczna hostia,
zawiera w sobie niebo i morze,
i oni teraz idą samym morzem,
dotykają głowami nieba

w morzu widzą kształty swojego życia,
cienie, blaski, zdarzenia przepływające w inne zdarzenia,
teraz oboje idą nad tymi zdarzeniami,
zanurzają w nich ręce, i płynne kształty zdarzeń
dzielą według nastroju chwili,
i wysoko nad płynącą przyszłością ich życia całują się

hostia słońca szczelnie ich w sobie zawiera
i wynosi ponad światem,
z tej wysokości widzę, że wszystko będzie dokładnie
tak, po kolei, już spożyli mistyczne ciało słońca,
przeniknęło całe ich przyszłe życie,
w morzu to najlepiej widać: stało się
 

Między zwierciadłem a drzwiami

zobaczył w zwierciadle swoją przyszłość,
otworzyły się drzwi pokoju,
widział, jak otwierają się drzwi w zwierciadle,
ze zwierciadła wychodziła ku niemu kobieta,
szła cicho, uważając, by jej nie usłyszał,
wychodziła jakby z jego serca,
jego serce było wielkie jak zwierciadło,
patrzył w zwierciadlaną głębię swojego serca,
doznał zawrotu głowy,
musiał oczy zamknąć,
ale to kobieta położyła mu dłonie na oczach,
stała za nim z tyłu,
jak sama przyszłość,
jak sam czas,

zakrywała mu otwarte serce,
zasłaniała zwierciadło,
było już niepotrzebne, zdołała z niego
wynurzyć się
i cały świat wynurzała na nowo,
zdjęła mu dłonie z oczu,
zobaczył, że on sam już nie boi się swojego serca

kobieta stała przed nim całkowicie wynurzona
ze wszystkich głębi,
ze wszystkich tajemnic jego serca scalona,
patrzył na nią jak w zwierciadło,
jak w swoje serce,
teraz dopełnione wiecznością,
w uchylonych drzwiach pokoju stanęli domownicy

i cicho odeszli jak aniołowie

 

 

Wiersze ukazały się
w Formacie Literackim nr 3/2018

Milczenie

 

to nie wieczór,
to skrzydlaty ciemny koń nadchodzi z daleka,
gdzieś z horyzontu,
jest to pegaz, i poeta także nadchodzi,
cała ziemia jest pod ich ciemną władzą,
obaj są zmęczeni
 

poeta zapomina swoje najlepsze wiersze,
jakby przykrywał nimi mrok,
pegaz rozpościera skrzydła i pod tymi skrzydłami
mrok kładzie się na ziemi i śpi,
milczą gwiazdy
 

poeta nie oczekuje ich szeptu,
niebo powinno milczeć, bo milczy poeta
i milczy jego pegaz
milczący księżyc jest jesiennym liściem,
który uniósł się ku niebu i nie mogąc
wyżej dojść, zrezygnowany znieruchomiał,
jego tęsknota jest za wielka,
by szumiał lub szeptał,
lub z innymi liśćmi z drzewa ziemi się kłaniał 
 

poeta patrzy na księżyc i dziwi się,
że tak zmęczony i milczący nadal mówi wiersze,
nigdy nie może przestać,

 

ciało wiersza wysoko na niebie świeci
jedną widzialną stroną,
czyniąc wiersz jawny dla świata i tajemniczy

poeta sam się przechadza po niebie swojego wiersza,
sprawdza, czy wiersz nie za wysoko uniesiony,
czy jego księżycowe ciało dobrze przewodzi
światło tajemnicy na ziemię

poecie jest dobrze w wierszu,
najlepiej milczy się wierszem,
pegaz spogląda na noc pod swoimi skrzydłami,
upewnia się, że ona śpi i nie przeszkadza

to nie dzień,
to pegaz wraz z całą nocą unosi się w niebo
i pomaga poecie pointą – mgłą dnia
wiersz zasnuć i tym dystansem
na wieczność wiersz zamilczeć,
to, co przemilczane, wieczności nie jest narzucone,
więc wieczność pamięta to najpewniej,
bez wysiłku i bez przymusu 

pegaz ściąga poetę z nieba na ziemię,
sam zamienia się znów w codziennego ziemskiego konia,

by w dalszej wędrówce poecie służyć


Rafał Wojaczek (6 grudnia 1945 ‒ 11 maja 1971)

Notatki do opisu Januszu Stycznia
 

Janusz Styczeń
imię i nazwisko
ojciec i matka
zdaje się także brat czy dwu dokładnie
nie pamiętam
spytam przy okazji
ukończone studia wyższe
wydział humanistyczny
filologia polska
magister to brzmi nie najgorzej
choć zdaje się Janusz
o to nie stoi
może w skrytości

debiut prasowy 1960 „Odra” Wrocław
nakładem Ossolineum
dwie książki
1966 i 1969

tytuły w Roczniku Bibliograficznym
autor w Związku Literatów

 

Janusz Styczeń

rocznik 1939
spod Strzelca
jednak

zdolność do służby wojskowej
żadna albo
w wysokim stopniu
ograniczona

poeta

czyż nie brzmi to
niezdrowo

 

Janusz Styczeń

wzrok słaby
wzrost średni
włosy blond

oczom się dobrze
nie przyjrzałem

dochody marne

od czasu do czasu
tu i ówdzie

zatrudniony

od czasu do czasu

tu recenzja

ówdzie wieczór autorski

 

Janusz Styczeń

nie jest pijakiem
jak ja

Janusz Styczeń

nie jest łajdakiem
jak ja

złodziejem chuliganem

 

Janusz Styczeń

może tylko kobietą
jest

jak ja

 

Pożycza mi pieniądze

stawia kawę

dużą z podwójnym cukrem
rozmawia ze mną

o tym

i owym
np. o Bogu

gdy jestem pijany

też się mnie nie wypiera
zresztą nie wiem
nie pamiętam

 

Janusz Styczeń

którego fotografię
ukradłem
onegdaj z tableau
wystawionego z okazji

 

i postawiłem sobie na biurku

by − gdy pracuję –

przed oczami

zawsze mieć obraz prawdziwego
pisarza

 

Janusz Styczeń
imię i nazwisko
duch

i dosyć mdłe ciało
grube okulary

wyalienowany obecny

śmieszny poeta

− sam o sobie tak mówi −

śmieszny poeta grał ze mną
w ping-ponga
i wygrał

raz ja wygrałem

 

Styczeń

Luty

Marzec

Kwiecień

Maj

Czerwiec

Lipiec

Sierpień

Wrzesień

Październik

Listopad

Grudzień

 

i znowu Styczeń

 

cóż

już wszyscy znają trzynastu

najlepszych

poetów Wrocławia

 

Janusz Styczeń

ten znakomity Styczeń

zarzygał lokal

napisał reportaż

ogłosił opowiadanie

o życiu intymnym wiem

mało

 

nieprawdaż M. że mało

 

Ewo

w jego raju
wewnętrznym

 

kurwo

w jego wewnętrznym
burdelu

 

Niech nikt
nie pyta

czy nie widziałem gdzieś
Stycznia

bowiem nadchodzi

 

uwaga

uwaga nadchodzi
Janusz Styczeń

 

chwieje się dyszel krwi

 

w długim płaszczu
w wysokiej futrzanej czapie
z teczką nadchodzi

 

R. Wojaczek

INDEKS   |   BIOGRAFIA   |   Wiersze   |    TOMIKI   |   DRAMATY   |    FILMY   |   FOTO   |    KONTAKT

 

Created by © kk